Katarzyna Kwiatkowska, "Zobaczyć Sorrento i umrzeć", Rozpisani.pl, Warszawa 2014.
wydanie: pierwsze
liczba stron: 348
ISBN: 9788394078607
Dawno, dawno temu, dzięki bohaterskim wysiłkom nauczycielki, zdobyłam
umiejętność gry na fortepianie. W efekcie nie mogłam przeżyć rodzinnych
imprez okolicznościowych w spokoju, ponieważ wymuszano na mnie publiczne
wygrywanie tego lub owego, m.in. pieśni braci De Curtis "Wróć do
Sorrento". Nie ukrywam, że od tamtych czasów nazwa tego włoskiego miasta
nie kojarzyła mi się dobrze. Dlatego kiedy przeczytałam informację o
ukazaniu się nowej książki Katarzyny Kwiatkowskiej, mój entuzjazm został
nieco zmącony wybranym przez autorkę miejscem akcji. Sorrento?
Dlaczego, u licha, musiało być to akurat Sorrento? Po zakończonej
lekturze skłonna jestem jednak przyznać, że wybór był trafny albo
przynajmniej mocno uzasadniony.
Akcja powieści rozgrywa się w 1900 roku - w samym środku wspaniałej "belle époque", w okresie, kiedy śmietanka towarzyska Europy (i nie tylko) uprzyjemniała sobie czas podróżując między jednym kurortem a drugim, próżniacząc się, a czasami odwiedzając okoliczne atrakcje turystyczne. Sorrento do takich celów nadawało się w sam raz: słoneczne południe Italii, w pobliżu intrygujące ruiny starożytnych Pompei i willi Tyberiusza na Capri, groźny Wezuwisz, tętniący życiem Neapol, a także inne atrakcje należące do ówczesnego kanonu "must see". Nic więc dziwnego, że w jednym z miejscowych hoteli spotykamy Anglików, Francuzów, Niemców, Austriaków, Rosjan, Serbów, Polaków, Amerykanów... Jeśli dorzucimy do tego kilkoro Włochów, otrzymamy wesołą gromadkę, która w rękach autorki zamieniła się w grupę potencjalnych szpiegów, morderców lub złodziei, podejrzanych tym bardziej, że część z nich skrzętnie ukrywa swoją prawdziwą tożsamość.
W tej sielankowej atmosferze ginie młoda kobieta. Pozostali
towarzysze podróży zadają sobie cały szereg pytań: kto dokonał
morderstwa? Z jakiego powodu? I czy na pewno zginęła ta osoba, którą
złoczyńca planował zabić? Czy nie nastąpiła tragiczna pomyłka? Pierwsze z
wymienionych pytań staje się o tyle palące, że mordercy
najprawdopodobniej należy szukać w wąskim gronie zebranym w hotelu.
Założenie, że "morderca jest wśród nas" to podstawa, na której wielu
autorom (choćby Agacie Christie) udało się zbudować znakomite intrygi
kryminalne. Za rozwiązanie zagadki zabiera się tym razem nie Jan
Morawski, którego dobrze znamy z poprzednich powieści Katarzyny
Kwiatkowskiej, ale jego (prawie) narzeczona, Konstancja Radolińska.
Młoda, ambitna i nieco przekorna kobieta próbuje na własną rękę wyjaśnić
tajemnicę, która stopniowo wikła się coraz bardziej. Szukając motywów
działania mordercy, musi mieć na uwadze nie tylko skomplikowane układy
polityczne w ówczesnej Europie, ale także ludzkie namiętności, które
pozostają niezależne od epoki, jak miłość, zazdrość czy zachłanność.
Sytuacja staje się tym bardziej napięta, iż część gości szaleńczo
poszukuje zaginionych kilka tygodni wcześniej dzieł sztuki,
podejrzewając siebie wzajemnie o udział w aferze, a pierwsze morderstwo
wkrótce pociąga za sobą drugie. Do ostatniej chwili Konstancja - a wraz z
nią czytelnik - plącze się w domysłach i próbuje posklejać w całość
gromadzone stopniowo informacje.
Oprócz tej ciekawie zbudowanej intrygi ogromną zaletą, którą moim zdaniem można przypisać autorce, jest cecha ogólnie dająca się określić jako staranność. Aby stworzyć tak sugestywne i barwne tło dla swojej opowieści, Katarzyna Kwiatkowska musiała niewątpliwie zdobyć sporo informacji na temat wyglądu Sorrento czy Neapolu w 1900 roku i to nie tylko tych części miast, które znajdowały się w polu widzenia zagranicznych, eleganckich podróżników, ale także tych, które zwykle pozostają poza zasięgiem wzroku przeciętnego turysty. Tu i ówdzie padają aluzje do wydarzeń historycznych rozgrywających się na przełomie stuleci, dyskretnie wplecione w tok opowieści, ale jednak czytelne dla odbiorcy. Staranność przejawia się również w języku. Wobec niestety coraz częstszego niechlujstwa w tej dziedzinie książka, w której każde zdanie wydaje się dobrze przemyślane i "dopieszczone", wyróżnia się bardzo pozytywnie. Nie oznacza to bynajmniej, że styl powieści jest ciężki czy napuszony. Wręcz przeciwnie. Autorce najwyraźniej nie brakuje poczucia humoru, co widać choćby w charakterystyce bohaterów i sposobie nakreślenia niektórych sytuacji.
Moim zdaniem, Katarzyna Kwiatkowska sama postawiła sobie poprzeczkę dość wysoko, publikując już wcześniej dwie bardzo udane powieści kryminalne. Myślę jednak, że świetnie sprostała nowemu wyzwaniu. "Zobaczyć Sorrento i umrzeć" jest jeszcze na rynku "ciepłą bułeczką", niemalże prosto z drukarni, już teraz jestem jednak przekonana, że warto po nią sięgnąć.
Recenzja została opublikowana także na stronie BiblioNETki.
(Prawa autorskie do powyższego tekstu są zastrzeżone. Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autora jest zabronione)
Akcja powieści rozgrywa się w 1900 roku - w samym środku wspaniałej "belle époque", w okresie, kiedy śmietanka towarzyska Europy (i nie tylko) uprzyjemniała sobie czas podróżując między jednym kurortem a drugim, próżniacząc się, a czasami odwiedzając okoliczne atrakcje turystyczne. Sorrento do takich celów nadawało się w sam raz: słoneczne południe Italii, w pobliżu intrygujące ruiny starożytnych Pompei i willi Tyberiusza na Capri, groźny Wezuwisz, tętniący życiem Neapol, a także inne atrakcje należące do ówczesnego kanonu "must see". Nic więc dziwnego, że w jednym z miejscowych hoteli spotykamy Anglików, Francuzów, Niemców, Austriaków, Rosjan, Serbów, Polaków, Amerykanów... Jeśli dorzucimy do tego kilkoro Włochów, otrzymamy wesołą gromadkę, która w rękach autorki zamieniła się w grupę potencjalnych szpiegów, morderców lub złodziei, podejrzanych tym bardziej, że część z nich skrzętnie ukrywa swoją prawdziwą tożsamość.
Oprócz tej ciekawie zbudowanej intrygi ogromną zaletą, którą moim zdaniem można przypisać autorce, jest cecha ogólnie dająca się określić jako staranność. Aby stworzyć tak sugestywne i barwne tło dla swojej opowieści, Katarzyna Kwiatkowska musiała niewątpliwie zdobyć sporo informacji na temat wyglądu Sorrento czy Neapolu w 1900 roku i to nie tylko tych części miast, które znajdowały się w polu widzenia zagranicznych, eleganckich podróżników, ale także tych, które zwykle pozostają poza zasięgiem wzroku przeciętnego turysty. Tu i ówdzie padają aluzje do wydarzeń historycznych rozgrywających się na przełomie stuleci, dyskretnie wplecione w tok opowieści, ale jednak czytelne dla odbiorcy. Staranność przejawia się również w języku. Wobec niestety coraz częstszego niechlujstwa w tej dziedzinie książka, w której każde zdanie wydaje się dobrze przemyślane i "dopieszczone", wyróżnia się bardzo pozytywnie. Nie oznacza to bynajmniej, że styl powieści jest ciężki czy napuszony. Wręcz przeciwnie. Autorce najwyraźniej nie brakuje poczucia humoru, co widać choćby w charakterystyce bohaterów i sposobie nakreślenia niektórych sytuacji.
Moim zdaniem, Katarzyna Kwiatkowska sama postawiła sobie poprzeczkę dość wysoko, publikując już wcześniej dwie bardzo udane powieści kryminalne. Myślę jednak, że świetnie sprostała nowemu wyzwaniu. "Zobaczyć Sorrento i umrzeć" jest jeszcze na rynku "ciepłą bułeczką", niemalże prosto z drukarni, już teraz jestem jednak przekonana, że warto po nią sięgnąć.
Recenzja została opublikowana także na stronie BiblioNETki.
(Prawa autorskie do powyższego tekstu są zastrzeżone. Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autora jest zabronione)
Mam nieustającą ochotę na tę książkę, ale co ją wezmę do ręki - odkładam. Nie jestem w stanie przebrnąć przez te drobniutkie literki, jakie zafundowali książce Rozpisani. Cieszy mnie, że kolejny tom "Zbrodnia w szkarłacie" wydana zostanie w wydawnictwie, które zazwyczaj korzysta z większej czcionki.
OdpowiedzUsuńCenię sobie książki pani Kwiatkowskiej, świetnie mi się je czyta, ale w przypadku tego tomu ...czekam na ebooka lub audiobooka.
No! Chyba, że ktoś mi wieczorem poczyta na głos :)