Agatha Christie, "Pasażer do Frankfurtu", przeł. Leszek Śliwa i Anna Pełech, Hachette, Warszawa 2002.
tytuł oryginału: Passenger to Frankfurt (ang.)
wydanie:
liczba stron: 248
ISBN: 83-7184-716-5
Średnia ocena "Pasażera do Frankfurtu" Agathy Christie na stronie BiblioNETki – zaledwie 3,6 –
zaskoczyła mnie z początku. Fakt, sama czasami wystawiam jej książkom
słabsze noty, ale to aż tak często się nie zdarza. Jeszcze przed
rozpoczęciem lektury otrzymałam więc delikatne ostrzeżenie. Czy
rzeczywiście powieść należy do grupy tych mniej udanych? Na pewno muszę
przyznać, że jest dziwadełkiem, w którym to, co uważam za świetne miesza
się z tym, co słabe, a nawet nieco żenujące. W zaprezentowaną w niej
historię nie angażuje się ani Hercules Poirot, ani Jane Marple. Jest to
opowieść szpiegowsko-sensacyjno-polityczna o wielkim spisku,
ogarniającym swoim zasięgiem cały świat.
"Pasażer do Frankfurtu" został opublikowany w roku 1970, co jest
niezwykle istotne dla właściwego zrozumienia go i ocenienia. Po
pierwsze, pisarka liczyła sobie wówczas już osiemdziesiąt lat. Weźmy
więc pod uwagę, że był to schyłkowy okres jej twórczości, z czego
właśnie mogła wynikać nieco gorsza jakość jej pracy. Po drugie, była
najwidoczniej pod silnym wrażeniem rozruchów społecznych, jakie
przetaczały się przez wiele krajów na przełomie lat sześćdziesiątych i
siedemdziesiątych XX wieku. Wystarczy wspomnieć falę tego typu
niepokojów we Francji, Stanach Zjednoczonych, ale także w Polsce i
Czechosłowacji. Ich przyczyny nie zawsze były takie same, ale łączyło je
jedno: duży udział ludzi młodych i studentów, wokół których skupia się
fabuła powieści. O tym, co skłoniło Christie do podjęcia takiego tematu,
informuje zresztą ona sama we wstępie: "Gazety. Codziennie rano mam
przed oczyma gotowe scenariusze zamieszczane na pierwszych stronach
gazet (...). Rodzi się strach. Strach przed tym, co niesie przyszłość.
Nie tyle przed tym, co zdarza się każdego dnia, ile przed tym, co może
się za tym kryć"[1].
Motywacja do podjęcia tematu spiskowego jest więc zrozumiała, jednak
sposób jego realizacji niestety kuleje. Fabuła to miszmasz rozmaitych
wątków i pomysłów: neonaziści, anarchiści, komuniści, handel bronią i
narkotykami, zakamuflowane tuzy światowej finansjery, szaleni naukowcy
ratujący świat albo niszczący go. Trochę za dużo tego wszystkiego.
Problem stanowią także postacie. Niektóre z nich są tak przerysowane, że
aż groteskowe; najlepszy przykład to Charlotte Krapp czy Robert
Shoreham. Być może autorka nadała im takie cechy fizyczne, które miały
wzmocnić wrażenie grozy, ale efekt niestety okazał się raczej komiczny.
Śmieszno-straszne są też sceny, w których ci bohaterowie występują,
czego przykładem może być pompatyczna kolacja na zamku Charlotty Krapp,
nie wspominając o Staffordzie Nye wykrywającym wroga za pomocą... gry na
flecie.
Obok tych karykaturalnych postaci możemy jednak spotkać także
nakreślone bardzo udanie. Chodzi tu przede wszystkim o lady Matyldę
Cleckheaton – ironiczną, nieco złośliwą, ale dobrotliwą starszą panią,
bystrą obserwatorkę otaczającej ją rzeczywistości. Jej rozmowa ze
Staffordem Nye w jednym z pierwszych rozdziałów należy chyba do
najzabawniejszych dialogów, jakie miałam okazję czytać w utworach
Królowej Kryminału. Przypuszczam też, że w wypowiedziach ciotki Matyldy –
czy wręcz w całym obrazie tej postaci – autorka ukryła samą siebie,
wyraziła swoje własne opinie i obawy na temat zmian politycznych i
społecznych, jakie nastąpiły od czasów jej młodości. Oto przykład: "Moim
zdaniem mamy zbyt wiele partii. To niepoważne. A już zwłaszcza nie
podobają mi się ci okropni laburzyści – ciotka Matylda uniosła dumnie
swój konserwatywny nos. – Za moich czasów nikomu przez myśl by nie
przeszło, że można założyć Partię Pracy. Każdy by się tylko w głowę
pukał. No, są jeszcze liberałowie, ma się rozumieć, ale to wymoczki. No i
torysi, oczywiście, choć zabij mnie, ale nie wiem, czemu znowu
przemianowali się na konserwatystów"[2].
Dzięki ciotce Matyldzie powieść zdecydowanie stała się ciekawsza.
Ale wydaje mi się, że z punktu widzenia współczesnego czytelnika
interesujące są również te fragmenty, które pozwalają poznać sposób
myślenia przeciętnego, acz starszego wiekiem Anglika – z bagażem
doświadczeń związanych z wojnami światowymi czy upadkiem brytyjskiego
imperium kolonialnego – obserwującego sytuację polityczną na świecie u
progu lat siedemdziesiątych XX wieku. Zapewne poszczególne dialogi
odzwierciedlają obawy nie tylko samej Agathy Christie, ale i wielu
współczesnych jej rodaków. Motywem nieustannie przewijającym się w
rozmowach bohaterów jest strach przed bronią atomową. Spotkamy też
ostrożne uwagi na temat postępującej integracji europejskiej.
Dwadzieścia pięć lat po zakończeniu II wojny światowej wyraźnie
dostrzegalny jest również resentyment wobec Niemiec:
"(...) Zdaje pan sobie sprawę, że w Niemczech odnotowują niezwykły rozkwit neofaszyzmu?
– Chyba nie myśli pan poważnie, że Niemcy...
– Nie twierdzę, że stoją za tym wszystkim, ale mogliby z łatwością. Już to kiedyś robili. Przygotowywali wszystko z wyprzedzeniem kilkuletnim, planowali, zapinali na ostatni guzik. Niemcy są dobrzy w planowaniu. (...)
– Ale Niemcy wydawały się takim spokojnym i dobrze zarządzanym krajem.
– Oczywiście, ma pan rację. Ale na przykład w Ameryce Południowej aż się roi od młodych niemieckich neofaszystów (...)"[3].
To wszystko tworzy niezwykle ciekawą oprawę dla głównego wątku
akcji. W zasadzie należałoby powiedzieć, że właśnie wypowiedzi
bohaterów, które odzwierciedlają tło historyczne, obyczajowe i
społeczne, są znacznie bardziej interesujące niż zagmatwane i
surrealistyczne działania bohaterów. Dzięki nim – i ciotce Matyldzie –
powieść jest nie tylko strawna, ale też intrygująca, choć prezentuje
inne niż zwykle, mniej znane oblicze twórczości Agathy Christie.
[1] Agatha Christie, "Pasażer do Frankfurtu", przeł. Leszek Śliwa i Anna Pełech, wyd. Hachette, Warszawa 2002, s. 9-10.
[2] Tamże, s. 65.
[3] Tamże, s. 154.
Recenzja została opublikowana także na stronie BiblioNETki.
(Prawa autorskie do powyższego tekstu są zastrzeżone. Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autora jest zabronione).