Robert Łoś, "Konflikty w Sudanie", Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2013.
wydanie: pierwsze
liczba stron: 230
ISBN: 9788301173593
Na książkę Roberta Łosia można spojrzeć z dwóch perspektyw. Po pierwsze,
to praca o charakterze stricte informacyjnym, stanowiąca kolejny tom
PWN-owskiej serii "Kompendia historyczne". O ile mi wiadomo, jest jedną z
niewielu pozycji poruszających temat współczesnego Sudanu, dostępnych w
języku polskim. To o tyle istotne, iż sytuacja polityczna w tej części
świata zmienia się szybko - państwo Sudan Południowy powstało przecież
zaledwie 4 lata temu - nakreślenie aktualnej jest więc potrzebne i
przydatne.
Z realizacji tego celu autor wywiązał się bardzo dobrze i sprawnie.
Na 146 stronach zgromadził podstawowe informacje dotyczące przede
wszystkim historii Sudanu od momentu uzyskania niepodległości w 1956 r.
do secesji południa i wydarzeń z roku 2012. Ich ilość skumulowana na tak
niewielkiej liczbie stron może przytłaczać w czasie lektury, jednak
taka była zapewne koncepcja całej serii: ukazanie kluczowych faktów w
telegraficznym skrócie. Wartość pracy podnoszą indeksy, mapy, leksykony
ważniejszych pojęć i postaci oraz aneks zawierający główne dokumenty
(przede wszystkim rezolucje ONZ) w sprawie konfliktu sudańskiego. Te
cenne dodatki do głównego tekstu zajmują aż 84 strony.
Moją uwagę przykuło jednak to, że pisząc o wydarzeniach sięgających w
odleglejszą przeszłość Sudanu, Łoś odwołuje się do literatury, która -
moim zdaniem - nie nadaje się do cytowania w opracowaniach o charakterze
naukowym. Chodzi na przykład o podręczniki, takie jak "Historia starożytna" autorstwa Marii Jaczynowskiej, Danuty Musiał i Marka Stępnia.
Na usprawiedliwienie autora należy powiedzieć, że tego typu odwołaniami
posłużył się w rozdziale wstępnym, nieodnoszącym się do
najistotniejszych treści, jakie zamierzał przekazać. Ponieważ jednak
literatura związana z dawniejszymi dziejami Sudanu jest stosunkowo
bogata, myślę, że warto byłoby sięgnąć właśnie do niej, a nie do prac
służących najczęściej jako studenckie skrypty.
Inna uwaga dotyczy korekty i redakcji tekstu. W niektórych
fragmentach książki nie zadbano o ujednolicenie zapisu nazw arabskich w
polskiej wersji. Dlatego też na jednej stronie figuruje nazwa
"Dżezira"[1], a już na następnej ten sam region to "Gezira"[2]. Drobne
błędy pojawiają się też w innych miejscach: "Konflikty kolonialne 1869-1939" Andrzeja Bartnickiego zostały wydane w 1971 roku, a nie w 1931, jak podaje kilkakrotnie
Robert Łoś[3]. Swoją drogą, tego typu pomyłki (szczególnie literówki)
pojawiały się także w tomie z tej samej serii, który czytałam
poprzednio, tzn. "Konflikt arabsko-izraelski" Kirsten E. Schulze. Należałoby więc chyba zasugerować wydawnictwu PWN nieco większą staranność w przeprowadzaniu korekty i redakcji tekstu.
Jest jednak jeszcze druga perspektywa, z jakiej można patrzeć na tę
książkę. Spośród gąszczu zaprezentowanych informacji niemal
niedostrzegalnie wyłania się tu obraz tragedii miejscowej ludności,
która ponosi największe i najbardziej tragiczne konsekwencje
niekończącego się konfliktu. Brutalność każdej ze stron wojny domowej,
manipulowanie przez rząd pomocą humanitarną, głodzenie i torturowanie
własnych obywateli są tym, co najbardziej wstrząsa w czasie lektury.
Opisując sytuację polityczną w Kordofanie i Darfurze w 1986 r., autor
wspomina: "Strony konfliktu nie dopuszczały też w tamte rejony
transportów z międzynarodową pomocą żywnościową, z głodu zmarło ponad
300 tysięcy ludzi"[4]. Odnosząc się natomiast do wydarzeń z roku 1991,
stwierdza: "Szczególnie mocno prześladowano chrześcijan i wyznawców
innych religii. Przestrzegania zasad religijnych pilnowała specjalnie do
tego powołana policja. Zwalczała ona wrogów politycznych, nie stroniąc
od tortur. Powszechne było wtedy wypędzenie na pustynię lub pozbawianie
racji żywnościowych tych, którzy odmawiali przyjęcia islamu"[5]. Albo:
"Żywność docierała tam, gdzie wskazał rząd, a rząd wspomagał swoich. Z
niepokornymi walczył, głodząc ich"[6]. Jeszcze kilka lat temu można było
zobaczyć w telewizyjnych wiadomościach relacje z głodującego i
zniszczonego wojną Sudanu. Teraz - mimo że sytuacja mieszkańców tego
regionu jest w dalszym ciągu dramatyczna - media straciły
zainteresowanie. Wypadałoby sarkastycznie stwierdzić, że konflikt trwa
tam już tak długo, iż przestał być dla mediów atrakcyjny. A największą
irytację wzbudza fakt, że pozwala się na to, aby krajem rządził człowiek
oskarżany przez Międzynarodowy Trybunał Karny o ludobójstwo na własnym
narodzie[7].
Po "Konflikty w Sudanie" sięgnęłam głównie z powodu zainteresowania
historią tego rejonu świata i chęci poszerzenia wiedzy na ten temat. O
ile jednak nie jestem teraz w stanie powtórzyć z pamięci nazw
kilkudziesięciu wzajemnie się zwalczających organizacji sudańskich, o
tyle książka Roberta Łosia zwróciła moją uwagę na losy ludzi, którzy
rodzą się w czasie wojny, przez całe życie - nierzadko bardzo krótkie -
muszą walczyć o przetrwanie w warunkach wojennych i niestety często giną
jako ofiary konfliktu. Ta krwawiąca rana Afryki jest otwarta już od
wielu dziesięcioleci. Wstrząsa to, że siły polityczne ogólnie pojętego
Zachodu wydają się niezainteresowane jej uleczeniem i zabliźnieniem.
[1] Robert Łoś, "Konflikty w Sudanie", Wydawnictwo Naukowe PWN, 2013, s. 12.
[2] Tamże, s. 13.
[3] Np.: tamże, s. 19.
[4] Tamże, s. 61.
[5] Tamże, s. 67.
[6] Tamże, s. 68.
[7] Por.: http://www.rp.pl/artykul/162827.html, 24.05.2015 r.
Recenzja została opublikowana także na stronie Biblionetki.
(Prawa autorskie do powyższego tekstu są zastrzeżone. Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autora jest zabronione)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz