środa, 15 lipca 2015

Widok z Araratu

 Recenzja książki:

Monika Warneńska (właśc. Kazimiera Jelonkiewicz), "Ścieżką na Ararat", wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1977.


wydanie: drugie
liczba stron: 372

Chyba muszę ze wstydem przyznać, że – wbrew mądrości ludowej – oceniłam książkę "po okładce". No, dokładniej – po pierwszym rozdziale. Wrażenia po mniej więcej siedemdziesięciu stronach lektury mogłabym streścić w krótkim i pełnym zniechęcenia stwierdzeniu: "O nie...". Wydawało mi się, że autorka nie jest zdecydowana, o czym chce pisać – tu góra Ararat, tu muzeum w Erewanie, tu trochę o literaturze, tu przechadzka przez park, tu znów literatura. Na szczęście okazało się, że to tylko nieudany i chaotyczny wstęp do stosunkowo dobrej książki.

Monika Warneńska była do tej pory postacią zupełnie mi nieznaną. Dowiedziłam się jednak, że spod pióra tej pisarki i dziennikarki wyszło kilkadziesiąt książek, wśród których znalazły się zarówno powieści biograficzne i reportaże z podróży, jak i – uwaga! – korespondencja wojenna. Patrząc na zdjęcie miłej, siwiutkiej starszej pani trudno sobie wyobrazić, że w latach 1964-1975 Kazimiera Jelonkiewicz – bo tak brzmiało jej prawdziwe imię i nazwisko – przysyłała do polskiej i zagranicznej prasy relacje z wojny w Wietnamie. To właśnie Azja Południowo-Wschodnia była jej główną pasją, ale w twórczości tej autorki znajdziemy też prace poruszające zupełnie inną tematykę. 

Jedna z licznych podróży, jakie odbyła Warneńska, zaprowadziła ją do Armenii. Pamiętajmy, że "Ścieżką na Ararat" wydano w roku 1977. Sytuacja polityczna wyglądała wtedy inaczej niż dziś – Armenia nie była państwem niepodległym, ale stanowiła Socjalistyczną Republikę Radziecką. Niestety musiało się to odbić na treści książki. W wielu miejscach pisarka sugeruje niedwuznacznie, iż nowoczesne przemiany w Armenii w XX wieku są następstwem włączenia jej do Związku Radzieckiego i że właśnie dzięki takiej sytuacji politycznej kraj kwitnie pod względem gospodarczym i kulturowym. Ta propaganda miejscami jest męcząca, miejscami śmieszna. Najbardziej urzekł mnie fragment dotyczący Ormian przyjeżdżających z zagranicy do Eczmiadzyna (siedziby katolikosa, czyli zwierzchnika Kościoła ormiańskiego): "W Armenii radzieckiej ustalił się swoisty protokół lub rytuał pierwszych dni pobytu rodaków z zagranicy: najpierw składają oni wizytę przedstawicielowi władz partyjnych, który wita gości i wprowadza ich w główne problemy, jakimi żyje republika. Następna wizyta – u katolikosa w Eczmiadzynie"[1]. Chyba wolałabym nie wiedzieć, jak dokładnie wyglądało to "powitanie przez przedstawiciela władz partyjnych" i "wprowadzenie w problemy republiki"... Cóż, pozostaje cieszyć się, że są to dla Armenii czasy słusznie minione.




Nie ma co jednak biadolić nad tendencyjnością "Ścieżki na Ararat". Jest ona faktem, którego nie ominiemy i który po prostu musimy przyjąć jako konsekwencję ówczesnych uwarunkowań politycznych. Wtręty ideologiczne nie powinny przesłonić tego, co jest w niej wartościowe – obrazu historii i kultury ormiańskiej od czasów najdawniejszych. Ta podróż w czasie odbywa się bez zbędnego brnięcia w szczegóły, a więc w sposób przystępny dla czytelnika słabiej zorientowanego w historii. Zwraca też uwagę piękna polszczyzna, którą posługuje się Monika Warneńska – nieco staroświecka, może momentami trochę zbyt egzaltowana, ale jednocześnie staranna i przemyślana. Wyraźne jest także sympatia dla kraju i ludzi, zachwyt nad ormiańską literaturą i sztuką oraz erudycja pisarki, często posługującej się cytatami i nawiązaniami do rozmaitych dzieł literackich i historycznych. 

W ogólnej ocenie książki Moniki Warneńskiej trzeba uwzględniać fakt, iż po "odsianiu" całej warstwy propagandowej, po zignorowaniu ilustracji przedstawiających Ormian radośnie witających żołnierzy Armii Czerwonej w 1920 r., po przymknięciu oka na chaotyczny wstęp – otrzymujemy ciekawą i barwną relację o historii Hajastanu. Pozostawia ona w czytelniku to, co najważniejsze – nutkę podziwu dla kraju i jego kultury, świadomość jego bogactwa i niezwykle głębokich korzeni. Jeśli Polacy szczycą się (słusznie) tym, że potrafili zachować swoją kulturę i tożsamość w warunkach rozbiorów, rusyfikacji i germanizacji – co powiedzieć o Ormianach, których kraj był przez całe stulecia zabawką w rękach sąsiednich mocarstw, którzy stawali się ofiarami wojen, przesiedleń i rzezi? Książka Moniki Warneńskiej roztacza przed nami obrazy politycznej i kulturowej świetności Armenii, ale także przypomina o epizodach najbardziej bolesnych. W czasach fascynacji kulturą Zachodu może warto zwrócić uwagę także na Wschód i przypomnieć sobie o bogactwie cywilizacji kwitnącej w cieniu góry Ararat.

[1] Monika Warneńska, "Ścieżką na Ararat", wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1977, s. 135.

Recenzja została opublikowana także na stronie BiblioNETki.

(Prawa autorskie do powyższego tekstu są zastrzeżone. Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autora jest zabronione).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz